Jestem szczęśliwą posiadaczką siedmiomiesięcznej suczki rasy kundel. Jej mama, rasowy owczarek niemiecki, pewnego wieczora postanowiła poczuć zew przygody i udała się na niespodziewaną przez właścicieli psiny wyprawę, która zaowocowała miotem prześlicznych czarnych szczeniaczków. Pan właściciel, zmartwiony brakiem potencjalnego zarobku, postanowił wystosować publiczny apel "oddam psa w dobre ręce".
W taki oto sposób weszliśmy w posiadanie Luny, piesy z prawdziwym zespołem nadpobudliwości psychoruchowej.
Z racji jej wyżej wspomnianego ADHD, na spacerach trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo ludzie mają tendencję do bycia wtedy, kiedy nie życzysz sobie tego najbardziej. To nie jest tak, że jest agresywna, bo nie jest - wręcz przeciwnie, jest nazbyt przyjacielska.
Z racji tego, staram się zawsze mieć ją przy sobie, żeby nie mieć potem nieprzyjemności. Ona nie wie, że to co ma na łapkach i w paszczy jest ostre i może zrobić krzywdę.
Tylko, że ludzie wciąż na świecie są, niestety.
Czy ktoś może mi wyjaśnić, skąd się wziął zwyczaj cmokania na obce psy? Jakim cudem w mózgu delikwenta na widok właściciela niespokojnie przyciągającego do siebie zwierzaka (widok ewidentnie sugerujący niechęć do interakcji) rodzi się myśl "zacmokam!".
No na litość Latającego Potwora Spaghetti!
Dzisiaj zostałam wyzwana na ulicy przez mężczyznę, który w niezrozumiałym dla mnie geście kurtuazji postanowił bronić swej partnerki przede mną, złą, bo osmieliłam się zwrócić jego jaśnie poważanej małżonce uwagę, że nie życzę sobie takiego zachowania względem mojego psa. Gdyby ktoś to nagrał, miałabym sprawę wygraną, bo pan się do gróźb karalnych odnosił wyraźnie naruszających moją konstytucyjną nietykalność osobistą.
W Ameryce zapoczątkowana została akcja The Yellow Dog. Polega ona na tym, że właściciel przywiązuje do smyczy/obroży żółtą wstążkę, która informuje przechodnia, iż właściciel nie życzy sobie podchodzenia do psa. Z różnych powodów. Może jest agresywny, w trakcie cieczki, albo jak Luna, dopiero się szkoli na przykładnego psiobywatela. To nie ma znaczenia. Jest wstążka, nie trzeba się tłumaczyć.
Jak wspomniałam, moja piesa jest w trakcie szkolenia. Podczas spaceru staram się ją uczyć nie zwracać uwagi na otoczenie. Tylko jak ja mam to zrobić, kiedy co drugi mijający mnie człowiek za punkt honoru odnajduje przeszkodzenie mojemu psu osiągnięcie spokoju?
Czasem żałuję, że nie ma u nas tego projektu. Czasem czyli za każdym razem, kiedy wychodzę z nią z domu, bo w tym momencie mam ochotę cytować Marszałka Józefa. Wiecie, o których słowach myślę.
- 00:00
- 1 Comments